piątek, 18 lutego 2011

Valhalla Rising

Początek filmu oceniam na 1 /10. Głównie ze względu na liczne drastyczne sceny, które budzą mój stanowczy sprzeciw.

Wiem, że to plemiona pierwotne, że tak było w rzeczywistości, ale to nie powód, by pokazywać je dzisiejszemu widzowi. Może film miał być realistyczny, lecz realizm to nie wypadające na ziemię flaki, ale wiarygodność w ukazywaniu świata, wydarzeń oraz psychologii postaci.

Uważam, że nie można takich rzeczy pokazywać, gdyż to niszczy u widzów wrażliwość i poczucie piękna. Emanuje z ekranu agresją, bezwzględnością i zabija czułość na cudze cierpienie.



Rozumiem, że to film dla dojrzałych, dorosłych i ukształtowanych widzów, nie dla dzieci, ale nie tylko dzieci są podatne na oddziaływanie tego typu obrazów. Wydaje mi się, że nawet, jeśli rozumowo wyprzemy to, co zobaczyliśmy, ono zostaje w naszej podświadomości i wpływa na naszą wrażliwość i delikatność. A osobiście uważam, że zadanie sztuki jest z goła inne. Powinna ona budować i umacniać w nas poczucie piękna oraz naszą wrażliwość na innych ludzi, ich problemy i cierpienie.

Ponadto, początek budzi mój sprzeciw, gdyż mam wrażenie, iż początkowe drastyczne sceny miały za zadanie jedynie zszokować, wzbudzić kontrowersje i wywołać, tak potrzebny temu filmowi, rozgłos. Początek przecież jedynie naświetla pewną sytuację wyjściową dla dalszych wydarzeń. A owe zapoznanie się widza z konkretnymi faktami, z ze specyfiką świata filmowego, z tłem historycznym oraz rysami bohaterów mogło nastąpić w różnoraki sposób.

Bo czym się różni dobry reżyser od złego reżysera? Zły reżyser pokazuje wyrywanie flaków i rozłupywanie czaszek. Dobry reżyser potrafi powiedzieć to samo sugerując i używają metafor. No, ale często złemu reżyserowi zależy również na fanach „Piły”, na rozgłosie oraz tym, by jego film był fajny. A jak krew tryska, to zdaniem niektórych jest fajnie.

Dla mnie wzorcowym przykładem tak rozumianej dobrej reżyserii jest krótki fragment nagrodzonego znakiem jakości „KYRTAPS Poleca!” filmu „PieniądzRoberta Bressona z 1983 roku. Do obejrzenia poniżej.


Wzbudzona kawa w filiżance mówi więcej, niż jakakolwiek ekspresja aktorska, więcej niż słowa, czy samo uderzenie w twarz. Tyle w tym emocji! Gdyby któryś z reżyserów w taki sposób pokazywał mordowanie, to byłby piękny spektakl... a tak, latają głowy i pękają czaszki, a widz zamyka oczy... chyba, że jest nieczuły, że okrutne widoki go nie ruszają lub nawet podniecają i bawią.

Jednak Nicolas Winding Refn nie jest z pewnością złym reżyserem, bo w dalszej części filmu udowadnia, że z wyczuciem coś powiedzieć również potrafi, że niepotrzebna mu dosłowność, że potrafi sprawnie posługiwać się filmowymi środkami wyrazu. Tym bardziej ganię ten film za jego brutalny początek. Może nie jakoś rewelacyjnie i niezbyt twórczo NWR to robi, ale widać, że potrafi i w ten sposób oszczędza widzom rozlewu krwi.

Ale do rzeczy, już nie czepiając się brutalności i obrzydliwości. Sam film jest bardzo ciekawy i nietypowy. Niemal pozbawiony słów. Posiada sporo wymieszanych ze sobą symboli oraz metafor.

Tak zastanawiając się nad własną interpretacją doszedłem do wniosku, że to wszystko jest mało konkretne i strasznie otwarte na szereg odczytań. To widz, nie twórca, nadaje treść filmowi.

Dla mnie najistotniejsza była sama postać Jednookiego. Jego błądzenie, podróż inicjacyjna, szukanie w życiu właściwej „drogi do domu”. Ostatecznie okazał się on zwycięzcą. Znalazł drogę i poszedł nią.

To dzieło surowe, nieźle sfotografowane. Ale chyba twórcy trochę zabrakło doświadczenia w tworzeniu takiego typu kina. Jest tu dużo pustych dłużyzn, które nie wypełnia reżyser. On się odsuwa i zostawia miejsce dla widzów. Sam nie ma wiele do powiedzenia. Ogranicza się do jak najlepszego realizowania fabuły, prostej historii. Ma nadzieję zahipnotyzować widza, wciągnąć do swojego świata i w ten sposób na niego podziałać.

Czy się to udaje? Zależy indywidualnie od widza.



Valhalla Rising
reż. Nicolas Winding Refn, 2009

Moja ocena: 7/10

32 komentarze:

  1. I tutaj akurat masz racje, zwłaszcza co do początku. To film wybitnie skirowany do fanów refna. POczątek i jego brutalizm może i ma jakiś cel, ale dalsza część filmu pokazuje, że to był taki chwyt. Mylący trop, fajnie, ale dla mnie to trochę płaskie. Dodam, że jednak akurat fotografia "początków" podobała mi się bardzo.

    Dalej wg mnie najfajniej to ujął Catter. Brakowało mi tego momentu przejścia,przemiany, jakiejś zmiany psychologicznej, tak to się dzieje, ze jednooki w jednej chwili płynie łódką, potem jest ląd, a potem góra i de end. Zbyt płynnie, zbyt powierzchownie to zostało ukazane. Szczerze, to ze wszystkich filmów refna co do tego mam najwięcej problemów z oceną. Oscylują tak pomiędzy 6/7/8. Lubię jednak ten film.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też miałem problem z oceną.

    Tak jak pisałem, dużo pustych dłużyzn. Gdyby była przemiana jakaś, jak piszesz, wypełniła by ona trochę ten film treścią. A tak, prosta i cienka historia, acz ciekawa i nietypowa.

    Po prostu przez większą część filmu, twórca milczy. Nic do widza nie mówi.

    OdpowiedzUsuń
  3. A tę recenzję bym z kolei pochwalił.

    Z tą przemocą u NWR to jest tak, że ma ona przede wszystkim odpychać (za wyjątkiem sztucznego jej pokazywania w "Bronsonie" oczywiście). Reżyserowi zależy na tym, by widzowie nie mówili o niej "cool" itp. Jest straszna i odrzucająca, jest prawdziwa. Jeśli ktoś powie "cool", to dlatego, że ma zwichrowaną psychikę.
    W "Valhalli" na moje oko pasuje ona idealnie. To czasy przemocy, walk plemion, nawracania pogan poprzez ich wymordowanie, itd. W tym miejscu polecam zresztą zapoznanie się z recenzją Eona Plucińskiego na Stopklatce, który ładnie łączy ten prymitywizm z pięknem przyrody. Z tego filmu uderza taka maksymalna pierwotność, także natury ludzkiej.
    Ale - jakby co - nigdy wcześniej nie była przemoc u NWR tak dosadna. Jego kino jest brutalne, ale wcześniej nie raz pokazał, że jest mocny także w samym sugerowaniu przemocy. Zresztą tak naprawdę specjalizuje się w przemocy psychologicznej, której ewentualnym następstwem jest ta fizyczna. Oczywiście to ciągle inna bajka niż Bresson (kapitalna scena tak w ogóle), no ale nie porównuje się kiełbasy do czekolady, prawda;)

    Zgadzam się, że NWR zostawił wiele otwartych furtek dla widzów. Chociaż ja mam swoją konkretną interpretację, wynikającą z jakiejś tam minimalnej wiedzy o Wikingach (Jednooki stylizowany na Odyna?). I własnych odjazdów zapewne. Pochwalę się nią, jeśli jesteś ciekaw. W każdym razie to, tak jak napisałeś, film który albo kogoś zahipnotyzuje albo nie. Ja się dałem porwać na całego i "Valhalla" szybko trafiła do czołówki moich ulubionych filmów. Nie wiem jakby miało wyglądać takie ewentualne top 10, ale wiem, że "Valhalla" by się w nim na dzień dzisiejszy znalazła.

    Na koniec chciałem Ci zarzucić cytatem Cormaca McCarthy'ego na temat przemocy (to byłoby odnośnie Twojego podejścia do sztuki), ale coś nie mogę znaleźć, a muszę zaraz wyjść. Ale jeszcze cos tu się pojawi;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zgadzam się, ze nic do widza nie mówi, a Arek potem trochę zmienił zdanie o tym filmie. Ale już naprawdę muszę spadać:) Zdrówko.

    OdpowiedzUsuń
  5. ale z Ciebie nudiarz! Refn w tym filmie ma więcej wspólnego z Bressonem niż Ci się wydaje. A i tak nie lubie Valhalla Rising. Pustak ziew. /buri

    OdpowiedzUsuń
  6. Marcin, czekam na dokończenie ciekawego wywodu :)

    Buri, co ma wspólnego z Bressonem i dlaczego nie lubisz Valhalla?

    OdpowiedzUsuń
  7. "Może nie jakoś rewelacyjnie i niezbyt twórczo NWR to robi, ale widać, że potrafi i w ten sposób oszczędza widzom rozlewu krwi. "

    VR i postac jednookiego jest mocno osadzona w innym filmie, mianowicie w Thriller: A Cruel Picture, w którym - żeby uzasadnić późniejszą brutalność mszczącej się bohaterki - są w pierwszej części filmu pokazane sceny znęcania się nad nią i wykorzystywania sexualnego ( nawet sceny strikte porno!). Fakt faktem to również film nie dla ciebie... więc tylko mówię skąd tak brutalne sceny.

    Kyrtapsie , postrzeganie VR przez pryzmat jest idiotycznym pomysłem (chciałem zapytać czy tak nie uważasz - ale to raczej oczywiste ).

    OdpowiedzUsuń
  8. "chyba, że jest nieczuły, że okrutne widoki go nie ruszają lub nawet podniecają i bawią. "

    Dla mnie były "wykurwiste" a uważam się raczej za osobę wrażliwą (czy też nawet nadwrażliwą).

    OdpowiedzUsuń
  9. Pushera 3 zobacz - najdojrzalszy (wg mnie) jego film. A potem kończ waść...

    OdpowiedzUsuń
  10. O czym pisałem już w innym miejscu - dla mnie "Valhalla Rising" jest filmem o przekroczeniu przemocy - a w nieco innej perspektywie: o końcu pogaństwa. Końcowa postawa Jednookiego to "ta sama" ofiara, poświęcenie sobie - na której opiera się chrześcijaństwo. Stąd krytykowanie tego w gruncie rzeczy anty-efektownego i anty-rozrywkowego filmu za początkowe sceny brutalności mija się z celem (krytykowanie ekranowej brutalności za brutalność samą w sobie w ogóle mija się z celem - problemem jest lub nie jest - to co jej towarzyszy lub nie). One nie pojawiają się ani dla mocnego efektu (samego w sobie), ani tym bardziej dla rozgłosu; brutalność/drastyczność jest tu po to, aby ją - taką jaką jest (a nie jej metafory) ostatecznie odrzucić. Pójść gdzieś dalej. To bardzo piękny film, chociaż faktem jest, że trochę nierówny, zwłaszcza w swojej środkowej części.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie krytykuję za brutalność, ale za sposób jej pokazania.
    A dzięki temu, co było na początku filmu, powstał zwiastun reklamujący dzieło, jako obraz dla miłośników rozłupywania czaszek. Co kawałek na forach czyta się, że liczyli na drugiego Conana Barbarzyńcę, a dostali długi i nudny film, w którym nic się nie dzieje.
    To takie robienie sobie na siłę widowni - oszukiwanie ludzi, którzy nie są docelowymi odbiorcami po to, aby poszli na ten film i kupili bilet.

    OdpowiedzUsuń
  12. A brutalności pisałem wyżej.

    Zwiastun, promocja filmu (czyli ogólnie rzecz biorąc rynek) oraz tego filmu widzowie, przypadkowi lub nie (już zwłaszcza rozpatrywani w kategoriach pewnej masy, która chciała obejrzeć napierdalankę o wikingach) nie mają z samym filmem, jego treścią - istotą NIC wspólnego.

    To chyba zresztą nie takie złe, że ktoś skuszony reklamą czy obrazkiem na plakacie, zamiast efektownej jatki obejrzał nieefektowną ("nudną") opowieść o odkupieniu. Może przy okazji przeprogramuje swoją "docelowość".

    Nie wydaje mi się zresztą, aby jakoś szczególnie mocno zależało w tym przypadku Refnowi na liczby widowni. Gdyby tak było zrobiłby ten film inaczej.

    A "Conan Barbarzyńca" to niezły film. Nie tylko dla miłośników "rozłupywania czaszek". Uważam zresztą, że tych ostatnich jest znacznie mniej niż Ci się wydaje.

    OdpowiedzUsuń
  13. *Kyrtapsie , postrzeganie VR przez pryzmat twoich "zasad postrzegania kina"

    miało być... widzę że mi "sów zabrakło"

    A Conan Barbarzyńca jest znakomity.

    OdpowiedzUsuń
  14. Marketing to zresztą nie jest działka reżysera. Widziałeś plakaty reklamujące "Essential Killing"? To jest dopiero masakra. Aż sobie powiesiłem taki nad łóżkiem (serio). A hasła reklamowe "Domu złego"? Polski Tarantino, polskie "Fargo"... Sam Smarzowski z tego ostro szydził, ale nie miał na to wpływu. Film trzeba jakoś sprzedać, bo kino bez pieniędzy nie istnieje.

    Arek wszystko zepsuł. Prawie nie mam o czym teraz pisać.
    Mi odpowiada odbiór Jednookiego jako swego rodzaju wcielenie Odyna, choć kolega Latający mono się temu sprzeciwia. A i nie zdziwiłbym się, jakby sam Refn wcale o Odynie nie pomyślał. Ale o tym zaraz.
    Dla mnie to też film o tym jak to jedna religia pożera drugą. O tym, że Wikingów, którzy odwrócili się od swoich pierwotnych wierzeń spotyka kara. Jednooki prowadzi ich do piekła na ziemi, po którym - odnoszę wrażenie, że - niekoniecznie wszyscy trafią do Walhalii. Z pewnością wylądował tam Jednooki, niezależnie od tego czy Walhalla istnieje czy nie, bo nie ma to znaczenia. Symbol pozostaje symbolem. A Refn w związku z nim stawia znak równości między heroiczną walką, a poświęceniem. Może nawet to finałowe "samobójstwo" stawia wyżej. W każdym razie podstawą tego jest to opisane przez Arka odchodzenie od przemocy.
    Ten film to iście lynchowska robota. Krążą legendy - już od "Głowy do wycierania" - o tym jak to Lynch kręcił bez scenariusza. Czy jak to zamyka się w ciemnym pokoju i godzinami "śni na jawie", wyławia z głowy pomysły i tworzy swoje dzieła. I Refn zrobił właśnie coś takiego (nie, że bez scenariusza, ale mniejsza z tym). "Valhalla" to jedna wielka projekcja jego wyobraźni. Nie mniej, nie więcej. Tylko tyle lub aż tyle, co kto woli. Ja sobie świadomie dorabiam do tego ideologię, bo sądzę, że taki cel widzowi dał Refn. Dokładam tu sobie tego Odyna, ale nie interesuje mnie czy Refnowi o Odyna chodziło. Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Ten film jest jak sen.
    A teraz coś z wypowiedzi szalonego Duńczyka - chciał z niefantastycznego kina zrobić sci-fi. Chciał, by dla tych Wikingów podróż w nieznane była niczym lot kosmiczny. Moim zdaniem to się bardzo udało. Przeprawa łodzią wygląda prawie jak wyjęta z "Odysei kosmicznej". Ten film ma ode mnie jedno wielkie "wow" :]

    OdpowiedzUsuń
  15. A co do (bardzo fajnego) Conana, to właśnie trafiłem na zabójczy opis fabuły na pewnej stronie: "Epickiej opowieści o dziecko sprzedany w niewolę, który wyrasta na człowieka, który szuka zemsty przeciwko władcy, którzy zmasakrowali jego plemienia."

    OdpowiedzUsuń
  16. "Mi odpowiada odbiór Jednookiego jako swego rodzaju wcielenie Odyna, choć kolega Latający mono się temu sprzeciwia. "

    Nie sprzeciwia się wcale. Sam to dostrzegłem i pisałem chyba u ciebie jeszcze w czasie gdy film znaliśmy tylko z traliera. Sprzeciwiał się za to próbie porównania VR do niezbyt dobrej książki Neila Gaimana. Ale nadymanie tego filmu , kosmiczne interpretacje i dopisywanie niewiadomo jakich filozofii, też nie jest chyba na miejscu... a na pewno jest bezcelowe.

    OdpowiedzUsuń
  17. ps chanbary do których ten film w końcu mocno nawiązuje - też dzieją się u kresu pewnej epoki itd...

    OdpowiedzUsuń
  18. W tym filmie jest wielka szczelina, do której włożyć można wszystko, co się zmieści. Od Odyna do całkowicie luźnych, własnych interpretacji, które zrodzą się podczas seansu. Jednooki to nawet może być Jezus, który swoją ofiarą chce odkupić winy i grzechy swoje i innych. Celem jego życia, jego drogą do domu okazuje się poświęcenie własnego życia w imię wyższych idei.

    OdpowiedzUsuń
  19. Faktycznie. Pojebało mi się z tym Odynem.

    Kyrtaps, bez przesady. Tzn. ja się tam wyżej jednak zapędziłem. Wszystkiego tam nie da rady włożyć. Są pewne poszlaki - np. właśnie taki, a nie inny wygląd bohatera, co kieruje do Odyna - ale jak pisze Pies nie ma co szarżować. I za mało akcji na Chrystusa;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Film to nie jest zagadka - ja stworzę w filmie bohatera z jednym okiem, a wy zgadujcie, kto to jest. To nie taka zgadywanka :-))
    A jeżeli iść tym tropem, to ja wolę sugerować się losami bohatera, jego postawami, wyborami, a nie wyglądem zewnętrznym i podobieństwem do kogoś pod tym względem.

    OdpowiedzUsuń
  21. Oj chopie. Film o wikingach. Główny bohater jest nadczłowiekiem, a trailery reklamowały go jako boga. Do tego wygląda jak jeden z wizerunków Odyna.
    Zastanów się;)

    OdpowiedzUsuń
  22. "Jednooki to nawet może być Jezus, który swoją ofiarą chce odkupić winy i grzechy swoje i innych."

    Jeśli to ironia (?) to zupełnie nie na miejscu. Motyw ofiary co prawda nie musi być kojarzony z chrześcijaństwem (wiele religii ma/miało podobne źródła) jednak przeważnie (bo to popularny topos, od bardzo dawna) właśnie takie są jego podstawy. W moim odczuciu jednooki rzeczywiście w pewnym sensie "jest Jezusem" (albo raczej staje się nim) w tym samym znaczeniu, co "jest" nim/staje się nim np. bohater "Kreta" Jodorowsky'ego.

    OdpowiedzUsuń
  23. Tak strzeliłem z jedną z wielu nasuwających mi się interpretacji.

    OdpowiedzUsuń
  24. Tak jak Kulturek, masz bardzo kłamiący licznik liczby wyświetleń;)

    OdpowiedzUsuń
  25. wiem, liczy każde odświeżenie

    OdpowiedzUsuń
  26. Ja nie mam pomysłu jak ten licznik naprawić. Zmieniłem mu nawet wskazówki...

    OdpowiedzUsuń
  27. jakby nie patrzeć, ilość wyświetleń to także mówiąca o czymś miara

    OdpowiedzUsuń
  28. od nowa można zrobić. ja z dwa razy przypadkiem swój już popsułem. Możecie wpisac liczbę wcześniejszych odwiedzin, wtedy nie bedzie liczył od nowa. Przynajmniej mój tak ma.

    OdpowiedzUsuń
  29. ps Wystrój bloga mi się podoba! Przytulnie się tu zrobiło.

    OdpowiedzUsuń