Polskie „Valhalla Rising”. Nie, nie. Nie ma tu Wikingów, nikogo nikt nie morduje, nikt Ameryki nie odkrywa. To film podobny pod względem charakteru, nie fabuły.
Bo to także jest jedna wielka metafora. Dzieło otwarte na różne interpretacje. Kino kontemplacyjne pozwalające widzom smakować przepięknych zdjęć jak zwykle świetnego Adama Sikory, wsłuchiwać się w doskonale dobrane i zmontowane dźwięki oraz rozmyślać, rozmyślać, zagłębiać się w symbolikę.
Ojciec syna prowadzi przez las, syn ojcowi jest podporą w ostatnich dniach jego życia. Brak słów - same obrazy, gesty, spojrzenia i... emocje! Doskonale uchwycona więź między bohaterami, wzajemna miłość i troska.
Dzieło nietypowe. W wielu recenzjach i komentarzach spotykam się ze zdziwieniem, że na tak niecodzienny film zgodzili się producenci, że dali Dumale wolną rękę i całkowitą swobodę artystyczną. Czy to aż takie dziwne? Widocznie u nas tak.
Moje oczekiwania wobec tego obrazu były spore, ale zostały w pełni zaspokojone. Skrajnie nieprzystępne to kino, kierowane tylko dla wąskiego grona odbiorców... skrajnie nieprzystępne, ale jednocześnie niesamowicie piękne, w które kto się zanurzy, zyskać może niezapomniane doznania duchowe i estetyczne.
Skoro już nawiązałem do poprzedniej mojej recenzji, to odpowiem na pytanie - „Valhalla Rising” czy “Las”? To kwestia indywidualna. Mi bliższy jest facet z kijem w polskim lesie, niż Wiking z mieczem na szkockich wzgórzach. Tym bardziej, że u Dumały dłużyzny nie są puste, a ewentualne porównania do Tarkowskiego lub Tarra, moim zdaniem, trafione, a podobieństwa wyraźne.
„Las” bardzo mi się podobał. Piękny film.
Trzeba będzie w końcu sprawdzić ten tytuł!
OdpowiedzUsuń