wtorek, 28 lipca 2015

Sezon na kaczki

To jeden z tych filmów, które mają wszystkie niezbędne cechy, aby stać się kultowymi. „Sezon na kaczki” jest czarno–biały, a jego akcja dzieje się jednego dnia, w dwóch pomieszczeniach jednego małego mieszkania. Na ekranie obserwujemy czterech zwyczajnych bohaterów, którzy na dodatek... nie mają za dużo do roboty. Atmosfera jest jakaś dziwna, senna. Niby nic się nie dzieje, a człowiek patrzy się na ekran jak zahipnotyzowany... albo jak bohaterowie na obraz z kaczkami.

Z "Sezonem na kaczki" kojarzą mi się różne inne, dające się równie bardzo lubić, kultowe filmy – „Klub winowajców”, „Sprzedawcy”, „Stań przy mnie”.



Sezon na kaczki” kultowym jeszcze nie jest, gdyż w Polsce mało kto o nim słyszał. Tym bardziej, zachęcam do jego obejrzenia. Niech nie zniechęci was fakt, że wolno się rozkręca, a kolejne ujęcia i sceny toczą się powoli, sennie, bo to dzięki nim możemy wpaść w pewnego rodzaju letarg, wkraczając emocjonalnie w świat bohaterów.

A są nimi dwaj nastolatkowie, którzy wykorzystują nieobecność rodziców, aby pograć w strzelanki na konsoli i przegryźć chipsy popijając kolą. Przerywa im pukanie do drzwi nastoletniej sąsiadki, która chce skorzystać z piekarnika, aby upiec ciasto. Na dokładkę wpada jeszcze dostawca pizzy.

Nie, nie. Nic z tego. Nadal nic się nie dzieje. Nawet długie przerwy w dostawie prądu nie przerywają leniwej atmosfery obijania się i wspólnego siedzenia. 



Jednak to tylko pozory. Dla każdego z bohaterów ta niedziela jest bardzo ważna. W gruncie rzeczy, wystarczy, że tylko wspólnie siedzą, bo czują się ze sobą dobrze. Jak kaczki lecące w kluczu wspierają się w locie przez życie. Potrzebują tego, bo każdy z nich ma swoje problemy i wątpliwości. Każdy z nich dorasta, zmaga się z pytaniami dotyczącymi zarówno swojej przyszłości, jak i przeszłości. Wybiera drogę w życiu stojąc na rozdrożu. Nic dziwnego zatem, że (nienachalnie, bardzo naturalnie) przewijają się tu takie tematy, jak kłopoty rodzinne, rozwód, rozstanie. Jest tu poruszany problem niezrozumienia w domu, niemoc odnalezienia się w roli, jaką obecnie się w życiu pełni. Są też pierwsze fizyczne doznania oraz pytania o tożsamość seksualną. Pojawiają się podczas tego spotkania, do tej pory trzymane przez bohaterów głęboko w sobie, emocje. A wszystko to rozgrywa się tak, jakby nigdy więcej nie miało się powtórzyć. To pierwsze i jedyne ich spotkanie. „Nie będzie już więcej niedziel”.

Podsumowując, prosta forma, mnóstwo życiowej mądrości, niepowtarzalny klimat i sporo humoru.


Film został nagrodzony znakiem jakości „KYRTAPS Poleca! przyznawanym od 2007 roku mało znanym filmom wyróżniającym się pod względem artystycznym. Poprzednio znak jakości został przyznany w 2012 roku filmowi Alaina ResnaisaWujaszek z Ameryki”. 


Sezon na kaczki
reż. Fernando Eimbcke, 2004

Moja ocena: 8 /10

poniedziałek, 27 lipca 2015

Hardkor Disko

Ten film ogląda się bardzo dobrze. Kolejne wydarzenia rozgrywają się jedno po drugim. Fabuła jest gęsta, przez to atrakcyjna. Fakt, że od początku nie wszystko jest wiadome, tym bardziej angażuje widza, trzyma go w delikatnym napięciu.

Postaci są bardzo ciekawe. Główny bohater jest wyjątkowo tajemniczy, małomówny, o ciemnej naturze i niejasnych, chorych zamiarach. Jego mrok oraz tajemniczość podniecają, intrygują pozostałych bohaterów. Tym bardziej, że on umie się zachować tak, aby dobrze wyjść z każdej sytuacji.


Moim zdaniem, świat filmowy jest wiarygodny. Wydaje się trafnie opisywać styl życia „nowobogackiej warszawki”. Jednym słowem – jesteśmy królami życia, liczy się tylko kariera oraz seks, dragi i rock and roll. Seks nieważne, z kim, byle przyjemnie. Dragi sposobem na szybkie życie. Do tego wyścigi samochodowe i inne szalone zabawy.

Sporo w tym filmie mądrych dialogów wyjątkowo celnie opisujących rzeczywistość, sporo ciekawe zaplanowanych ujęć i scen. Do tego fantastyczna ścieżka muzyczna, znakomicie dobrana do konkretnych scen. 


Hardkor Disko” to byłby bardzo dobry film. Niestety, przypomina sprintera, któremu w połowie biegu odpadła proteza nogi.

W połowie filmu ma się wrażenie, że scenarzysta napisał fabułę do połowy i stwierdził, że nie wie, co dalej – i co gorsza – nie zna też sensu tego, co do tej pory się wydarzyło.

Nie poznajemy celu i motywacji działań głównego bohatera, przez co wszystko, co do tej pory się wydarzyło, traci sens. Nie znamy jego przeszłości, powiązań z główną bohaterką, ani jego dalszych zamiarów w stosunku do niej. Nie znamy dalszego ciągu tej historii, a zatem konsekwencji obejrzanych już wydarzeń.

W efekcie, całość rozpada się na kawałki, a my czujemy się oszukani. Zmarnowaliśmy półtorej godziny oglądając całkowicie puste w środku, bardzo atrakcyjne opakowanie. Jednym słowem, kicz.



Hardkor Disko
reż. Krzysztof Skonieczny, 2014

Moja ocena: 3 /10