poniedziałek, 7 lutego 2011

Człowiek, który spadł na ziemię




Niejasna, rozwlekła, fragmentaryczna fabuła. Drobne błędy to tu, to tam. Chwilami nie wiadomo, o co chodzi. Kto jest kim, co tu robi, jakie ma znaczenie dla całego filmu... i czy w ogóle on, a także scena z jego udziałem, ma jakiekolwiek znaczenie, czy wycięcie jej cokolwiek by zmieniło(?!)

Ale czy to wada? Nie wiem. Trudno mi ocenić ten film w miarę obiektywnie. Bo z jednej strony, scenariusz postrzelony i chwilami wręcz zły... z drugiej, wielka oryginalność, magia filmu, u której źródeł leży chyba niestandardowy skrypt.

Ogólnie dzieło jest warte uwagi. Mało w nim słów, dużo obrazów oraz doskonałej muzyki – to lubię, do tego mam słabość.

Całość dosłownie kosmiczna. Spada dziwnie wyglądający gościu na Ziemię, jeździ limuzyną, opatentowuje różne rzeczy, chleje wodę litrami i mdleje jadąc windą. Zupełnie nie jest komunikatywny, a mimo to zakochuje się w nim pewna dziewczyna i rodzi się między nimi dziwaczny romans.

Przebitki rozmaitych wizji bohatera oraz ujęć kosmitów. Niespodziewane przeskoki w czasie – nagle mija wiele lat.

Jedna wielka metafora, której chyba nie należy traktować dosłownie oraz odczytywać scena po scenie. To jedna całość, myśl wyrażoną poprzez medium jakim jest film. Historia jakiegoś gościa, który spadł na ziemię to tylko pretekst, aby coś powiedzieć. Ona sama w sobie zupełnie jest nieważna. Pełni tylko rolę wyrazów, za pomocą których autor formułuje zdanie. Nie należy skupiać się na wyrazach, ale na treści wyrażonej przez to zdanie. Ta wydaje mi się głęboka.


Człowiek, który spadł na ziemię / The Man Who Fell to Earth
reż. Nicolas Roeg, 1976

Moja ocena: 8/10

2 komentarze:

  1. Ja u Reaga zawsze lubiłem zdjęcia, miałem swego czasu chrapkę na ten film. Mogę ci polecić Zmysłową obsesję. Muszę obejrzeć sobie tego cżłowieka.

    OdpowiedzUsuń