wtorek, 18 sierpnia 2015

Anioł / Ghadi

Przystępna, dość naiwna i bardzo pozytywna historyjka skierowana do szerokiego grona odbiorców.



Początek przywodzi na myśl „AmelięJean-Pierre’a Jeuneta. Narrator  w tym wypadku Chłopiec-Jąkała  barwnie opowiada o swoim świecie. Siedząc w otwartym oknie, patrzy na dzielnicę i przedstawia sąsiadów wspominając o ich cechach charakterystycznych. Towarzyszy temu sporo humoru, dziecięcej lekkość oraz realizmu magicznego. Choć, za sprawą tej opowieści, przenosimy się aż do Libanu, to od razu czujemy sympatię do miejsca akcji filmu.

Po prawie dwudziestu minutach, nasz Bohater-Narrator dorasta i cieszy się już własnym potomstwem. Narracja filmu się zmienia, a film przechodzi do bohatera tytułowego – Narratora-Juniora. Długo wyczekiwany syn okazuje się dzieckiem z zespołem Downa. Lokalna społeczność go nie akceptuje, nie rozumie. Ludzie zaczynają się go bać, staje się on dla niej problemem, którego chcą się pozbyć. W obliczu tej sytuacji, ojciec chłopca ucieka się do niewybrednego kłamstewka. Odwraca kota ogonem mówiąc wszystkim, że chłopiec nie jest opętany, ale wręcz przeciwnie... jest aniołem. Siedząc w oknie, wydaje dziwne dźwięki tylko wtedy, gdy ludzie w dzielnicy grzeszą.



Przekaz filmu jest bardzo pozytywny. "Anioł" ładnie pokazuje, jak ludzie zmieniają swoje nastawienie oraz, jak, dostrzegając dziejące się wokół nich dobro, sami stają się lepsi. Widać, jak jedna pozytywna inicjatywa rodzi kolejne dobre działania. Jest to trochę za cukierkowe i zbyt naiwne, ale taki właśnie jest ten film... Na wieczór, do piwka, na przyjemny, bezstresowy seans.

Jedynie finalne przesłanie filmu jest bardziej poważne, chociaż nieco stłumione przez bajkowatość fabuły. „Anioł” jest bowiem głosem przeciw aborcji. Pokazuje, że każde poczęte dziecko ma prawo, aby się urodzić i żyć. Każdy człowiek, nawet ten ułomny, ma misję do wykonania. Trzeba pozwolić każdemu odegrać swoją rolę.

Wykonanie porządne, ale bez rewelacji.
Lekkie i sensowne kino. W sam raz do pooglądania.


Anioł
reż. Amin Dora, 2013

Moja ocena: 6 /10

wtorek, 11 sierpnia 2015

Gołąb przysiadł na gałęzi i rozmyśla o istnieniu

O Tobie, Człowieku.


Obraz Pietera Bruegla pt. „Myśliwi na śniegu” pojawiał się w kinie kilkakrotnie. Między innymi, w filmie „SolarisAndrieja Tarkowskiego, jedna z bohaterek zaczęła lewitować wpatrując się w niego. Niedawno do filmu Tarkowskiego nawiązał Larsa von Triera w „Melancholii”. Teraz "Myśliwi na śniegu” wracają do kina. Chociaż w najnowszym dziele Roya Anderssona sam obraz się nie pojawia, to z niego zaczerpnięty został główny motyw filmu, a inspiracje nim widać także w tytule.

Gołąb, widoczny na obrazie Bruegla, usiadł na gałęzi i patrzy na bohaterów filmu Anderssona - ludzi krzątający się wte i wewte. Z poważnymi minami wykonują oni głupie czynności, mające sens tylko w danym wąskim kontekście. Jednak, gdy spojrzy się na nie z dalszej odległości, wrzucimy je w szerszy kontekst (sens życia, człowieczeństwo), to może okazać się, że z tej perspektywy są one wręcz śmieszne.

Podobnie, jak w poprzednich częściach trylogii „o istotach człowieczych”, każda scena to osobny, często znakomity, pomysł. Na przykład, facet w barze bierze za darmo piwo człowieka, który przed momentem zmarł. Robi delikatny unik, aby ominąć leżące na podłodze ciało, i myk, bierze łyka złocistego trunku. W kolejnej scenie, na łożu śmierci, dzieci wyrywają matce torebkę z biżuterią i pieniędzmi. Te sceny wcale nie układają się w jedną, spójną fabułę o klasycznej budowie, lecz jedynie łączą je ci sami bohaterowie oraz temat przewodni.



Nie jest to kino najłatwiejsze w odbiorze. Gra ono z widzem symbolami, odniesieniami. Otwarte jest na szereg interpretacji. Zmusza do myślenia, ale nie narzuca konkretnej drogi odczytywania przesłania, a tym bardziej nie zawiera żadnych gotowych wniosków i podsumowań. Ostatnia scena tylko (doskonale) zamyka całość, a każdy zrozumie ten film tak, jak uważa.

We wszystkich kadrach bohaterowie mają smutne i poważne miny. Obraz jest pozbawiony jakiejkolwiek dynamiki. Dominują pastelowe barwy, brakuje światła słonecznego, jest cicho. To wszystko składa się na zimną, północną, depresyjną atmosferę, z którego, pomimo szarości, smutku i powagi scen, co chwilę wylatują iskry fantastycznego humoru.

Strona formalna nie zawodzi. Może nie jest to już super oryginalne i świeże, ale Andersson konsekwentnie, w swoim stylu, bawi się kolejnymi scenami. Ustawia kamerę na statywie, wybiera plan ogólny i w nim, w jednym ujęciu, rozgrywa kilkuminutowe sceny.

Z jednej strony, kadry przypominają obrazy malarskie. Są one bardzo pojemne, świetnie przemyślane i estetyczne. W różnych ich częściach, jednocześnie obserwować możemy kilka różnych osób i wydarzeń. Z drugiej strony, są jak scena teatralna, na której tylko zmienia się scenografia.

Chylę czoła przed takim kinem autorskim.


Gołąb przysiadł na gałęzi i rozmyśla o istnieniu
reż. Roy Andersson, 2014

Moja ocena: 8 /10

czwartek, 6 sierpnia 2015

Dziwny przypadek Angeliki

Młody fotograf przyjeżdża do domu rodzinnego pięknej dziewczyniny zrobić jej kilka zdjęć. Zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia. Niestety, nie może się z nią związać. Co ciekawe, największą przeszkodą na drodze do ich szczęśliwego związku nie jest fakt, że ona niedawno wyszła za mąż, ale to, że... jest martwa.


Jak wskazuje tytuł, ten film jest trochę dziwny. Bohater, niczym opętany zauroczeniem, cierpi, miewa omamy. Pozostaje mu wierzyć w miłość po śmierci, bo spotkanie z Angeliką było dna niego destrukcyjnym, niczym połączenie materii z antymaterią – wytworzyła się czysta energia.

Trywialnym byłoby wychwalanie w tym miejscu pięknych, malarskich zdjęć, doskonale dobranej i wpasowanej muzyki oraz niezwykłego wyczucia reżyserskiego, zatem nie będę tego robił. W ramach ciekawostki nadmienię tylko, że w dniu premiery reżyser tego dzieła - Manoel de Oliveira – miał 102 lata, a „Dziwny przypadek Angeliki” nie był jego ostatnim filmem.

Całość jest bardzo estetyczna, mało przyziemna, poetycka.

Smakołyk dla koneserów.


Dziwny przypadek Angeliki
reż. Manoel de Oliveira, 2010

Moja ocena: 7 /10