niedziela, 22 lutego 2015

Birdman

Ten film zaskoczył mnie pozytywnie .

Birdman” jest bardzo wyrazisty i oryginalny, dlatego zapada w pamięć. Jego akcja rozgrywa się głównie w wąskich korytarzach zaplecza Broadwayu. Utrzymany jest on w poetyce realizmu magicznego nasączonego surrealizmem. Reżyseria jest bardzo dobra - Iñárritu jest chyba co raz lepszy. Jego praca, w połączeniu ze świetnymi zdjęciami i grą aktorską, poskutkowała znakomitymi efektami, które można podziwiać na ekranie.


Mimo takiej, a nie innej tematyki, fabuła jest dosyć przystępna, a co najważniejsze, sensowna. Główny bohater szuka siebie. Jednocześnie walczy ze sobą, z własnym wyobrażeniem o sobie, oraz próbuje zmienić swój wizerunek w oczach innych. Wątpi we własne możliwości, zmaga się ze swoją przeszłością. Akcja filmu toczy się jednocześnie w jego głowie i w garderobie teatru. Dużo tu iskier lecących przy stykaniu się odmiennych charakter aktorów spektaklu. Ich postaci są wyraziste, a ich wzajemne interakcje świetnie nadają filmowi dynamizm. Dużo jest tu humoru, mrużenia oczu do widza, z którym autorzy filmu toczą swoistą grę na zwodzenie, wywoływanie domysłów i złudzeń. 

W tym filmie zostało zrealizowanych wiele ciekawych pomysłów. W tle leci charakterystyczna muzyczka. Całość jest świeża i nie daje się ubrać w żaden schemat, czy zaklasyfikować do konkretnej szufladki. 

Z całą pewnością, ten film jest bardzo dobry.


Birdman
reż. Alejandro González Iñárritu, 2014

Moja ocena: 8 /10

sobota, 21 lutego 2015

Snajper

Wczoraj miałem przyjemność wziąć udział w maratonie filmowym „Noc Oscarów”. Nie interesowałem się, jakie filmy w tym roku są faworytami do nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej, więc niczego konkretnego po oglądanych tytułach się nie spodziewałem. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że wśród kandydatów do nagrody głównej, jest bardzo dobra produkcja. Ale po kolei. Pierwszym obejrzanym przez mnie filmem był "Snajper".


Film o nieomylnym superbohaterze, który w imię wyższych wartości, broniąc honoru, braterstwa, ku chwale ojczyzny jedzie na wojnę. Genialnie strzela, łamie prawa fizyki i logiki, staje się legendą. Dużo tu czystej rozrywki, a konkretnie akcji, wybuchów, strzelanek. Dobre efekty, cały czas coś się dzieje i jest fajnie.

Z tym, że ten obraz wychodzi od problemu zmian w psychice człowieka, który przeżywa wojnę i zabija dziesiątki ludzi, w tym dzieci. Zasugerowanemu, niby głównemu, problemowi nie zostaje poświęcone w tym filmie za dużo miejsca. W zasadzie jest kilka procent prostych, płytkich scen z wizyt bochatera do domu. Reszta to strzelanie do Arabów i wykonywanie fajnych akcji, używając nadludzkich sił. Relacje głównego bohatera z żoną i dziećmi są niesamowicie powierzchowne i do bólu naiwne. Całość jest strasznie hollywoodzka, w najgorszym tego słowa znaczeniu.



Bohater w ogóle nie zadaje sobie pytań o sens tego, co robi, czy to jest dobre, po co ta wojna. Gdzieś tam pojawia się jedno ujęcie zamachów z 11 września, gdzieś tam pada jedno patetyczne, propagandowe zdanie, i tyle. Wszystko odfajkowane, byle było. Nie ma przemyśleń, wyrzutów sumienia. Psychologia postaci jak w kreskówce.

Końcówka to jedna wielka pomyłka. Zaczynając od ostatniej walki, która wyglądała jak z gry komputerowej, na mdłych, lukrowatych i przedstawionych w maksymalnym możliwym uproszczeniu scenach powrotu do dobrostanu psychicznego kończąc. Jak za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki, wszystko w mgnieniu oka się poprawia i udaje.

Oglądając zagryzałem zęby.

Snajper
reż. Clint Eastwood, 2014

Moja ocena: 3 /10