Niezwykłej klasy to film. Przywodzi mi na myśl okazałego pawia dumnie stojącego w podniesioną głową i chwalącego się swoim pięknym ogonem. Dystyngowany, pełen gracji i elegancji. Ma poczucie własnej wartości. Pod tym względem porównywalny go chyba jedynie do „Ojca Chrzestnego”.
Trudno nie docenić tego rytmu, wyważenia, nieśpiesznego tempa. Tych ciasnych, krojonych co do centymetra, zdjęć oraz wzniosłej i eleganckiej muzyki. No, i przede wszystkim, wspaniałego kunsztu reżyserskiego widocznego w każdej sekundzie trwania filmu.
Swoim dopracowaniem, warsztatowym perfekcjonizmem popartym pomysłowym stylem powoduje opad szczęki i pełen zachwyt. Olśniewa i onieśmiela.
Jednak nie wolno oglądać go na kolanach. W przeciwnym wypadku umknie nam fakt, iż to tylko bajka o dzielnych kowbojach, którzy prowadzą drętwe gadki z zaciśniętymi zębami, zastraszają się wzajemnie, uganiają za sobą na koniach i czasem strzelają. Nic bardziej sensownego i złożonego.
Wiem, że ładny, wciągający i fajny to film. Tylko ja jestem takim widzem, że gdy się gonią i strzelają, to zupełnie nie interesuje mnie, kto na końcu kogo złapie i zabije, choćby nie wiem jak barwnie zostało to przedstawione. Dla mnie ważne jest to, co z tego gonienia i strzelania wypływa oraz jakie są tego przyczyny.