poniedziałek, 27 lutego 2017

Pokot

Na początku filmu, z każdego rogu ekranu wychodzą zwierzęta. Miejsce akcji, czyli rejon Kłodzka, wygląda jak jakaś Arka Noego. Chwilę później, zaczyna się lekko irytująca narracja. Agnieszka Mandat po prostu nie robi pauz, przez co jest mało zrozumiała, i zamiast budować nastrój, wprowadzać w opowieść, jest przeciwskuteczna. Dalej, co by się nie działo, w każdej scenie znajdują się nawiązania do zabijania zwierząt przez myśliwych. Sprawia to wrażenie braku umiaru, wtłaczania widzom pewnych treści - wręcz - pewnej napastliwości.

Na szczęście, to tylko wrażenia z początku filmu. Później jest coraz lepiej, a wszystkie złe wspomnienia zostają zamazane i naprawione. Owe początkowe odczucia wynikają z tego, że film wciąż miesza konwencje, balansując między poważną dosłownością a oniryzmem - od baśni, przez komedię, po kryminał. Z czystym sumieniem, nie mogę jednak powiedzieć, że robi to umiejętnie. Trudno bowiem, szczególnie na początku, odebrać to tak, jakby życzyli sobie tego twórcy. Ten kłopot dotyczy także samej końcówki. W niej jednak, niestety, nie tylko problemem jest zrozumienie konwencji oraz intencji autorów filmu, ale zupełny bezsens zachowań bohaterów… Po prostu, jedną lub dwie sceny należałby wyciąć.

I już. Koniec listy wad. Teraz pora na laurkę, która się należy, bo to jeden z najlepszych polskich filmów ostatnich lat.


Dobry i dopracowany scenariusz, pełen ozdobników, smaczków i perełek w postaci doskonałych dialogów i scen. Barwne, szczegółowo opisane postaci, czasem wręcz z krótkimi retrospekcjami wyjaśniającymi ich przeszłość. Bohaterów tego filmu po prostu można polubić.

To taka baśń z wieloma mrocznymi scenami przeplatanymi potężną dawką dobrego humoru – podczas seansu można bawić się jak na najlepszej komedii, by za chwilę oglądać sceny rozpaczy nad zabitym zwierzęciem. Sporo tu ciekawych odniesień kulturowych, aż po odjechane mieszanie konwencji (np. piosenka „Moja krew” śpiewana w kościele przez chór chłopięcy nad ciałem dzika). Całość dopełniają ładne zdjęcia, świetny montaż i, w ogóle, bardzo staranne wykonanie całego filmu. Jest to po prostu obraz wysokiej jakości.



A treść? Choć może nie jest jakoś specjalnie głęboka, to próbuje uwrażliwić widza na cierpienie zwierząt zabijanych przez myśliwych. Stawia pytania, jednak nie daje jasnych odpowiedzi. Uważam, że nie można zarzucić jej jednostronności. Co prawda, głównie patrzymy na świat i wydarzenia oczyma głównej bohaterki, dla której myśliwi są źli i koniec, ale z drugiej strony ta nasza Pani Duszejko uchodzi za wariatkę, a z jej dziwnym zachowaniem trudno się utożsamiać. Dzięki temu, widz może polubić szaloną emerytkę, ale nie koniecznie musi się z nią zgadzać. To w końcu myśliwi są racjonalnie działającymi, szanowanymi obywatelami, a Duszejko mieszkającą samotnie na odludziu wariatką, która odstawia szopki na komendzie policji i zachowuje się jak niezrównoważona emocjonalnie.

Zapraszam do kin. Raczej nie pożałujecie. Ja miałem dużą przyjemność z oglądania.

reż. Agnieszka Holland, 2017

Moja ocena: 8 /10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz