piątek, 23 września 2011

Vera Drake

Jak w zwyczaju mam to robić, zaczynam recenzję od tego, co jako pierwsze rzuciło mi się w oczy. Tym razem było to połączenie ciepłego światła, kolorowej, pstrokatej scenografii i uśmiechu głównej bohaterki. Tworzy ono przyjazny nastrój i nadaje lekkość opowieści, która do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych nie należy. Do tego, wokół głównej bohaterki, potęguje aurę dobroci oraz niewinności.



Wszyscy aktorzy zagrali koncertowo. Ich zachowania przekonywały i wynikały wyłącznie z sytuacji na ekranie. Na szczególną pochwałę zasługuje Imelda Staunton, która wcieliła się w tytułową bohaterkę - klasa sama w sobie, bez dwóch zdań.

Pełnokrwisty i gęsty to dramat. Nie dość, że doskonale napisany, poruszający arcyciekawy i kontrowersyjny temat, to jeszcze chwyta go z właściwej strony i przedstawia posługując się w sam raz uszytą historią. Ośmielę się zaryzykować stwierdzenie, że gdyby choć odrobię coś tu zmienić, zaczęłoby wzbudzać podejrzenia o jednostronność.

Do tego, za co najbardziej trzymałem kciuki, ten film jest właśnie obiektywny. Nie ocenia tego, co pokazuje. Nie wypacza. W tej całej akcji znalazły się zarówno osoby, które potępiały czyny bohaterki, jak i te, które do sytuacji podeszły ze zrozumieniem i empatią. Bo nie wszystko jest czarne albo białe, ale bardziej złożone.

Zabrakło mi tylko pytania do bohaterki, "czy zrobiłabyś to jeszcze raz" lub "czy będziesz to robić dalej". Wielkie pytania, wielkie dylematy moralne.

Psychologia postaci bogata i wyłożona w stronę widza. Nawiązujemy z bohaterami kontakt, poznajemy ich dość dobrze, dzięki czemu z seansu narodzić się mogą jakieś emocje przed ekranem.

Mike Leigh świetnym reżyserem jest, a to rodzaj kina, w którym czuje się najlepiej, zatem dziwić nie powinno, iż wyszedł po prostu bardzo dobry film.



Vera Drake
reż. Mike Leigh, 2004

Moja ocena: 8 /10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz