[uwaga, tekst zawiera spojlery]
Arcydzieło. Jeden z trzech najlepszych filmów Bergmana. Dzieło kompletne.
Niesamowicie ciekawe postaci, ich losy i wybory moralne.
Dziewczynka – uosobienie niewinności. Chowana pod kloszem, nie zdaje sobie sprawy ze zła tego świata. Przypomina Czerwonego Kapturka. Do tego jest dziewicą – ikoną czystości (jej szaty), chlubą swojego domu i żywym dowodem na jego prawość i pobożność.
Służąca – zawsze w cieniu dziewczynki. Na jej usługach. Zawsze ta gorsza. Potępiana za coś, co stało się nie z jej winy. Pozbawiona własnego domu rodzinnego, skrzywdzona przez los. Nieszczęśliwa. Chodzą jej po głowie czarne myśli, chęć odwrócenia losów, zepsucia dobrego imienia Dziewczynki. Później bierze na siebie odpowiedzialność za to, co widziała (jedyny naoczny świadek). Ma straszne wyrzuty sumienia.
Ojciec – głowa rodziny. Wymierza wyrok. Nie działa pochopnie. Najpierw zbiera dowody. Nie zabija po cichu. Najpierw patrzy w twarz oprawcom swojej córki. W afekcie morduje też chłopca, później tego żałuje.
Oprychy trafiają do domu rodzinnego zamordowanej wcześniej dziewczyny. Rodzina przyjmuje ich, daje dach nad głową, karmi. Oni nie zdają się zdawać sprawy z tego, co robią, co się w ogół nich dzieje.
Pobożna rodzina morduje trzy osoby. Żądna jest zemsty, choć jest to niezgodne z ich wiarą. Z jednej strony świece dla Maryi dają, z drugiej mordują u siebie w domu ludzi. Ale czy ta zemsta to nie był ludzki odruch? Czy to nie było „normalne” zachowanie? Jak wiele osób na ich miejscu postąpiłoby podobnie?
Jednak jak wielki jest ból sumienia i jak wielką próbą wiary okazało się to zdarzenie.
Później pozostał żal i zadośćuczynienie. Człowiek błądzi, to normalne, a Bóg okazuje się miłosierny... Zaraz, przecież Bergman był ateistą!
A wyszła mu przypowieść... albo taki klasyczny dramat godzien Szekspira.
Treść, historia, budowa, psychologia postaci i dramaturgia – wielkie chapeau bas z mojej strony dla reżysera oraz twórczyni scenariusza.
Znakomite aktorstwo i zdjęcia Nykvista to już tylko rodzynki na torcie.
Jak uwielbiam Bergmana tak tego filmu jakoś nie. Szepty i Krzyki, Sceny z życia, Godzina Wilka albo Funny, ale Źródło jest wg mnie co najwyżej średnie. A powód jest jeden, czytelność, głębia, o której mówisz dla mnie są na tacy podane. Brakuje tu Bergmana, to raczej taki mini Bergman. To film dla początkujących. Nawet słabsze dzieła Ingmara stanowią taki ciekawy monolit, ale nie Źródło. Może chodziło o to, żeby to w formę baśni podać? Dobry i pobożny rycerz staje przed dylematem, żal za grzechy? Trochę to oklepane, nawet bardzo.
OdpowiedzUsuńWiększość Bergmanów to filmy wydumane.
OdpowiedzUsuńTaka "Persona" to chwilami wyraźny przerost formy nad treścią.
Tutaj nie ma zbędnej sceny, zbędnego słowa, zbędnego ujęcia. Tutaj wszystko to jeden z puzzli tej przypowieści, dramatu klasycznego. Kfiatków nie ma, szaleństw nie ma. Jest czyste, ascetyczne kino napisane i wykonane genialnie, bezbłędnie.
Takiego czegoś dokonać mógł tylko Wielki dramaturg i reżyser.
Ale różnica pomiędzy "wydumaniem" Persony, Szeptów albo Scen z życia, ba, nawet Jaj węża w stosunku do wydumania Źródła jest znaczna, na niekorzyść tego ostatniego.
OdpowiedzUsuńCo do Persony to się zgadzam,a le tylko ze względu na początek filmu. Dalej ten film jest tylko swietny.
"Kfiatków nie ma, szaleństw nie ma. Jest czyste, ascetyczne kino napisane i wykonane genialnie, bezbłędnie."
Co jest może i zaletą, ale treść i przesłanie Źródła jest banalna, wręcz naiwna.
A może swoją interpretacją spłycasz i banalizujesz treść i przesłanie "Źródła"?
OdpowiedzUsuńByć może. Teraz ty napisz mi co tutaj widzisz wspólnego z Szekspirem, poza średniowieczną otoczką. Czy nie pojawia się tutaj jakaś nadinterpretacja? Zauważ, ze nawet w słabszym formalnie Jaju węża Bergman stawia tezę, która wyprzedza Białą wstążkę Haneke o lata świetlne. W Personie bierze na warsztat maskę junga. Z życia marionetek ? rozkłada freudyzm i koncepcje psychoanalizy na czynniki pierwsze. Chcesz zobaczyć dramaturga w Bergmanie. to obejrzyj Rytuał. Jako dzieciak zaczytywałem się w Baśniach i legendach litewskich Oskara Miłosza. Takich historii ten koleś napisał cały tom i są na pewno lepsze treściowo niż Źródło. Źródło nie jest może banalne w swej wymowie, tylko łopatologiczne z czytelnym, zbyt czytelnym morałem .
OdpowiedzUsuńMam Ci wypisywać jak w liceum cechy dramatu szekspirowskiego i odnosić je do "Źródła"... ;) Nie będę ;)
OdpowiedzUsuńMi się rozchodzi o to, że dla mnie wcale źródło nie jest jednoznaczne w swej wymowie.
A zachwyca mnie w nim to, że każde ujęcie czemuś służy, że nie ma tam zbędnych rzeczy, że wszystko jest bardzo przemyślane i w odpowiednim rytmie podawane.
Co nie zmienia faktu, ze na tle innych bergmanów wypada gorzej:)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt!
Nawzajem:)
OdpowiedzUsuń