sobota, 16 października 2010

Do ciebie, człowieku




Kunszt reżyserski Roya Anderssona widać w każdym ujęciu. Mi przede wszystkim rzuciło się w oczy kadrowanie, gospodarowanie przestrzenią, znajdywanie odpowiedniego miejsca dla każdego elementu obrazu. Przeważnie to była tylko dekoracja, scenografia stworzona w studiu, ale i tak. Przeważnie kadr przypominał teatralną scenę, po której poruszają się aktorzy, ale i tak.
Kamera nieruchoma, zawsze ustawiona we właściwym miejscu, pod odpowiednim kątem. Montaż wewnątrzkadrowy. Na wszystko jest miejsce i czas. Bohater, na którym ma zostać skupiona uwaga, zawsze wyłoni się z tłumu w sposób naturalny, podobnie jak przejścia z jednej sceny do drugiej, harmonijny.

Podobał mi się człowiek, który opowiadał do kamery swój sen tocząc się samochodem w korku ulicznym. Kończąc swoją historię po prostu wyjechał z kadru. Ciekawa była również scena w barze. Ujęcie rozpoczął tłum ludzi siedzących przy stolikach, a po zawołaniu barmana „przyjmujemy ostatnie zamówienia” scena się oczyściła, wszyscy wstali zamawiać i na pierwszym planie został chłopak z dziewczyną rozpoczynający swój dialog.

Trochę dobrego humoru, szczególnie na początku. Kilka ciekawych wizji sennych – picie piwa na rozprawie w sądzie oraz podróżowanie kamienicą – zapamiętam raczej na długo.

Ogólna wymowa chłodna, ogólnoludzka. Całość autorska, a więc niepowtarzalna.

Tylko te kolejne scenki co raz mniej wnoszące, co raz luźniej ze sobą powiązane, co raz bardziej tracące na atrakcyjności, mdłe i beztreściowe. Gdyby tak wyciąć 10 z nich, film by się nie rozpadł, a może dzięki temu byłby nieco ciekawszy i dynamiczny? Bo gdy już wszystkie zalety, o których pisałem wyżej, się dostrzeże, gdy się pośmieje, wyłowi najważniejsze pomysły, nie ma czego oglądać.

______________________________
Do ciebie, człowiekuDu levande
reż. Roy Andersson, 2007

Moja ocena: 7/10

5 komentarzy: