Ważna treść, odstraszająca forma, mało przemyślany i słabo
dopracowany scenariusz
Bardzo ciekawy portret artysty. Dramat jednostki, której
przyszło żyć w czasach, w których sztuka musiała być realizowana wyłącznie na
zamówienie polityczne. Przekonująco zostały przedstawione losy Władysława
Strzemińskiego – a raczej pewna ich część, tj. życie zawodowe, działalność
twórcza i dydaktyczna. To właśnie na te wątki z życia głównego bohatera
położono główny nacisk, kosztem wątków pobocznych –relacji z żoną i córką,
które pozostały w tle. Uwypuklone zostały tu postawy bohatera, takie jak walka
o wolność wypowiedzi artystycznej, postępowanie w zgodzie ze swoimi ideałami
pomimo nacisków i represji. Uczy on studentów, że koniecznym jest samodoskonalenie,
szukania własnych środków wyrazu oraz nieskrępowane wyrażanie siebie poprzez
sztukę, co stoi w sprzeczności z narzuconą przez władze poetykę
socrealistyczną. Strzemiński naraził się władzy ludowej, więc zaczął obrywać z każdej
strony. Wyrzucono go z pracy, utrudniano pracę zarobkową. Pomimo przeciwnościom
losu, trudnej sytuacji wyjściowej (niepełnosprawność, brak relacji z żoną, konieczność
wychowywania córki) i sporu z zarządem instytucji artystycznych, trwa on
heroicznie w zgodzie ze sobą i wyznawanymi przez siebie wartościami.
Teatralne aktorstwo oraz drętwe i mało przekonujące dialogi
od początku zniechęcają do tego filmu. Ponadto sporo w nim patosu i
przeintelektualizowania. To twardy, zimny i dumny pomnik, wpisujący się w tę część twórczości Wajdy, której nigdy nie mogłem znieść. Świat filmowy jest czarno–biały, z wyraźnym podziałem
na dobrych i złych. Postawy bohaterów są zatem łatwe do przewidzenia, wręcz
schematyczne. Postaci są mało skomplikowane, o ubogiej psychologii i słabo
umotywowanych zachowaniach, o ile nie są one związane z głównym wątkiem filmu.
Niejasne są uczucia i czyny głównego bohatera wobec córki i studentów – chwilami
zupełnie wyprane z emocji, przez to nieprzekonujące. Słaba jest także
dramaturgia poszczególnych scen i sekwencji.
Po mało interesującym początku, w którym głównie rażą liczne
mankamenty filmu, z czasem rozwój wydarzeń, wynikający z pogłębiania się
dramatu głównego bohatera, sprawia że można dać się wciągnąć. Szkoda
tylko, że po seansie w głowie zostaje jedynie toportny język utworu oraz jedna (bo
jedyna) poetycka scena z samej końcówki… a nawet ona nie sprawia dobrego
wrażenia, bo kontrastuje z resztą filmu, jest zupełnie oderwana od stylu
całości obrazu i wyrwana z ciągłości fabuły.
reż. Andrzej Wajda, 2016
Moja ocena: 4 /10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz