poniedziałek, 16 stycznia 2017

Powidoki

Ważna treść, odstraszająca forma, mało przemyślany i słabo dopracowany scenariusz

Bardzo ciekawy portret artysty. Dramat jednostki, której przyszło żyć w czasach, w których sztuka musiała być realizowana wyłącznie na zamówienie polityczne. Przekonująco zostały przedstawione losy Władysława Strzemińskiego – a raczej pewna ich część, tj. życie zawodowe, działalność twórcza i dydaktyczna. To właśnie na te wątki z życia głównego bohatera położono główny nacisk, kosztem wątków pobocznych relacji z żoną i córką, które pozostały w tle. Uwypuklone zostały tu postawy bohatera, takie jak walka o wolność wypowiedzi artystycznej, postępowanie w zgodzie ze swoimi ideałami pomimo nacisków i represji. Uczy on studentów, że koniecznym jest samodoskonalenie, szukania własnych środków wyrazu oraz nieskrępowane wyrażanie siebie poprzez sztukę, co stoi w sprzeczności z narzuconą przez władze poetykę socrealistyczną. Strzemiński naraził się władzy ludowej, więc zaczął obrywać z każdej strony. Wyrzucono go z pracy, utrudniano pracę zarobkową. Pomimo przeciwnościom losu, trudnej sytuacji wyjściowej (niepełnosprawność, brak relacji z żoną, konieczność wychowywania córki) i sporu z zarządem instytucji artystycznych, trwa on heroicznie w zgodzie ze sobą i wyznawanymi przez siebie wartościami.


Teatralne aktorstwo oraz drętwe i mało przekonujące dialogi od początku zniechęcają do tego filmu. Ponadto sporo w nim patosu i przeintelektualizowania. To twardy, zimny i dumny pomnik, wpisujący się w tę część twórczości Wajdy, której nigdy nie mogłem znieść. Świat filmowy jest czarnobiały, z wyraźnym podziałem na dobrych i złych. Postawy bohaterów są zatem łatwe do przewidzenia, wręcz schematyczne. Postaci są mało skomplikowane, o ubogiej psychologii i słabo umotywowanych zachowaniach, o ile nie są one związane z głównym wątkiem filmu. Niejasne są uczucia i czyny głównego bohatera wobec córki i studentów  chwilami zupełnie wyprane z emocji, przez to nieprzekonujące. Słaba jest także dramaturgia poszczególnych scen i sekwencji.



Po mało interesującym początku, w którym głównie rażą liczne mankamenty filmu, z czasem rozwój wydarzeń, wynikający z pogłębiania się dramatu głównego bohatera, sprawia że można dać się wciągnąć. Szkoda tylko, że po seansie w głowie zostaje jedynie toportny język utworu oraz jedna (bo jedyna) poetycka scena z samej końcówki… a nawet ona nie sprawia dobrego wrażenia, bo kontrastuje z resztą filmu, jest zupełnie oderwana od stylu całości obrazu i wyrwana z ciągłości fabuły.

Powidoki
reż. Andrzej Wajda, 2016

Moja ocena: 4 /10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz