…bo od dzieci wszystko się zaczyna(?)
Jeden z najlepszych filmów wojennych, jakie dane mi było obejrzeć. Na pewno najlepszy film o II wojnie światowej.
Sprytnie opowiedziana historia: Jest młody bohater, który zaciąga się do armii. Jest też narracja subiektywna, która pozwala widzowi towarzyszyć bohaterowi - nastoletniemu Florji.
Razem z nim poznajemy szeroki wachlarz typowych wydarzeń dla tamtych strasznych czasów i tamtego, spowitego mgłami, pełnego mokradeł i biednych wiosek, miejsca. Bohater obłąkany, sparaliżowany strachem i tym, co zobaczył, błąka się po polu działań wojennych. Dzięki temu razem z nim obserwujemy nabór młodych mężczyzn do wojska, oddział i jego życie wewnętrzne, ludobójstwa, hulanki i swawole w niemieckich szeregach, sąd, egzekucje, gwałty, a także ostatnie gesty pomocy bliźniemu. Widać tu jak na talerzu bezradność, rozpacz, strach, bezwzględność, cierpienie.
Po bombardowaniu również i my nie słyszymy. Odłamki skał i gleba leci prosto w nas. Wpadamy w szaleńczy szał wraz z głównym bohaterem. Widać krew i ciała leżące pod stodołą.
Bardzo mocne to kino. Tylko i wyłącznie dla osób o mocnych nerwach. Wielu pewnie ten film śni się po nocach, ale to raczej normalne, w końcu to wojna, a trudno, aby obraz wojny nie wrył się głęboko w pamięci. W końcu to nie Szeregowiec Ryan.
Wielkie wrażenie zrobiła na mnie kreacja aktorska młodziutkiego Alekseya Kravchenko. Na jego twarzy było widać wszystko to, co zobaczył na wojnie. Stopniowo, wraz z rozwojem akcji, pojawiały się tam zmarszczki, mięśnie się napinały, usta zaciskały. Oczy mówiły wszystko. Słów nie trzeba było – to uwielbiam.
Ponadto moją uwagę zwróciła rola karabinu naszego bohatera. Ten symbol męskości, gotowości do walki znalazł się u boku niewinnego dziecka. Wiele razy Florja groził bronią różnym ludziom, wiele razy próbował ją odbezpieczyć, ale jedyne strzały oddał na samym końcu.
Jeżeli na coś miałbym ponarzekać, to tym czymś będzie sama końcówka. Film trochę był przeciągany, nie mógł się skończyć – takie odniosłem wrażenie. Nie jestem Elem Klimowem, ale ja bym dał strzał do obrazu, wyraz twarzy bohatera i koniec. Te archiwalne zdjęcia trochę przeciągały całość, szalony mastershot w lesie też był, moim zdaniem, zbędny. To jakby gloryfikacja radzieckiej armii była. A sam pomysł z tym, że od dzieci wszystko się zaczyna i zdjęcie małego Hitlera… hym… Chciałoby się cofnąć czas, ale że co? Chyba nie zrozumiałem. Tego się trzymam.
Doskonałe zdjęcia, świetny dźwięk, kapitalna reżyseria. Szczególnie jedna scena mnie powaliła. Florja znajduje bandaż i owija nim swój karabin. Dla mnie rewelacja!
Idź i patrz
reż. Elem Klimow, 1985
Moja ocena: 10 /10
Wybitny film.
OdpowiedzUsuńKolejna opinia potwierdzająca, że muszę szybko nadrobić zaległość i zobaczyć ten obraz.
OdpowiedzUsuń