Wystarczą dwa zdania, aby streścić całą fabułę tego filmu. Jeżeli opowiemy komuś o tym dziele streszczając jedynie zawarte w nim wydarzenia i fakty, może on dojść do wniosku, że jest to film nieciekawy. Nie jest to masowe, pełne fajerwerków scenariuszowych kino, które, łechcząc widza, z każdej strony sypie żartami, zwrotami akcji i cudami nie z tej ziemi... bo nie o fabułę tu chodzi, lecz jej bohaterów oraz o to, jak reżyser filmu prowadzi dialog z widzem.
Jest to bowiem jedno z najwyższych osiągnięć sztuki filmowej. Film, który ogląda się, jak życie. Dzięki doskonałemu tempu, narracji, specyficznemu rodzajowi ujęć i scen, widz przechodzi przez otwarty ekran do środka świata filmowego. Staje się częścią tego miejsca i tego czasu. Bohaterowie filmu są dla widza prawdziwymi ludźmi, których poznaje podczas seansu. Emocje bohaterów obchodzą widza, jak uczucia znajomych, przyjaciół, bliskich. Razem z bohaterami filmu, widz przeżywa fragment ich życia. Poprzez seans, doświadcza życia innych tak, jakby sam miał w nim swój udział. Dzięki temu, wychodzi on z seansu bogatszy.
"Zawieszony krok bociana" trafia w samo sedno istoty sztuki filmowej. Rozwija u widza poczucie piękna. W sposób nieoczywisty, opowiada o duchowości i dążeniu do szczęścia oraz ideałów. Stawia pytania, na które nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Portretuje relacje międzyludzkie wzbudzając u widza empatię. Wreszcie, już całkiem przyziemnie, porusza (w 1991 roku!) temat problemu uchodźstwa i emigracji. Nawet pojawia się tu historia o wędrówkach ludów spowodowanych zmianami klimatu (!?). Wreszcie, są tu osobiste problemy, dramaty, wątpliwości i ból.
Wiele jest tu doskonałych scen, jak ta ze ślubem pomiędzy panną i panem młodym, stojącymi po przeciwnych brzegach rzeki granicznej. Nie ma zbędnych przyśpieszeń. Wszystko trwa naturalnie długo, wiele ujęć nawet kilka minut, a każdy element kadru ma swoje znaczenie. Sporo tu metafor, drugich i trzecich znaczeń. Nic nie pada wprost z ekranu, bo nic nie jest czarno-białe, jak to w życiu.
"Zawieszony krok bociana" trafia w samo sedno istoty sztuki filmowej. Rozwija u widza poczucie piękna. W sposób nieoczywisty, opowiada o duchowości i dążeniu do szczęścia oraz ideałów. Stawia pytania, na które nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Portretuje relacje międzyludzkie wzbudzając u widza empatię. Wreszcie, już całkiem przyziemnie, porusza (w 1991 roku!) temat problemu uchodźstwa i emigracji. Nawet pojawia się tu historia o wędrówkach ludów spowodowanych zmianami klimatu (!?). Wreszcie, są tu osobiste problemy, dramaty, wątpliwości i ból.
Wiele jest tu doskonałych scen, jak ta ze ślubem pomiędzy panną i panem młodym, stojącymi po przeciwnych brzegach rzeki granicznej. Nie ma zbędnych przyśpieszeń. Wszystko trwa naturalnie długo, wiele ujęć nawet kilka minut, a każdy element kadru ma swoje znaczenie. Sporo tu metafor, drugich i trzecich znaczeń. Nic nie pada wprost z ekranu, bo nic nie jest czarno-białe, jak to w życiu.
Bohaterowie są ludźmi z krwi i kości. Posiadają wady i zalety, przeżywający chwile szczęścia i bólu. Gra aktorska to popisy Patrikareasa, Mastroianniego i Moreau, które nie wylewają się z ekranu na widza, lecz ich geniusz objawia się w detalach, drobnych grymasach, a przede wszystkim w tym, że każdy z nich posiada swoją treść, znaczenie. Tu nie ma wydmuszek.
O reżyserii pisać nie będę, bo wszystko, co napisałem wyżej, układa się w laurkę dla Angelopoulosa. Pochwalę jeszcze muzykę, która podkreśla poetyckość najpiękniejszych ujęć.
O reżyserii pisać nie będę, bo wszystko, co napisałem wyżej, układa się w laurkę dla Angelopoulosa. Pochwalę jeszcze muzykę, która podkreśla poetyckość najpiękniejszych ujęć.
Wspaniały! Arcydzieło!
"Zawieszony krok bociana" nagrodziłem znakiem jakości KYRTAPS Poleca!
"Zawieszony krok bociana" nagrodziłem znakiem jakości KYRTAPS Poleca!
Zawieszony krok bociana
reż. Theodoros Angelopoulos, 1991
Moja ocena: 10 /10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz