sobota, 21 lutego 2015

Snajper

Wczoraj miałem przyjemność wziąć udział w maratonie filmowym „Noc Oscarów”. Nie interesowałem się, jakie filmy w tym roku są faworytami do nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej, więc niczego konkretnego po oglądanych tytułach się nie spodziewałem. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że wśród kandydatów do nagrody głównej, jest bardzo dobra produkcja. Ale po kolei. Pierwszym obejrzanym przez mnie filmem był "Snajper".


Film o nieomylnym superbohaterze, który w imię wyższych wartości, broniąc honoru, braterstwa, ku chwale ojczyzny jedzie na wojnę. Genialnie strzela, łamie prawa fizyki i logiki, staje się legendą. Dużo tu czystej rozrywki, a konkretnie akcji, wybuchów, strzelanek. Dobre efekty, cały czas coś się dzieje i jest fajnie.

Z tym, że ten obraz wychodzi od problemu zmian w psychice człowieka, który przeżywa wojnę i zabija dziesiątki ludzi, w tym dzieci. Zasugerowanemu, niby głównemu, problemowi nie zostaje poświęcone w tym filmie za dużo miejsca. W zasadzie jest kilka procent prostych, płytkich scen z wizyt bochatera do domu. Reszta to strzelanie do Arabów i wykonywanie fajnych akcji, używając nadludzkich sił. Relacje głównego bohatera z żoną i dziećmi są niesamowicie powierzchowne i do bólu naiwne. Całość jest strasznie hollywoodzka, w najgorszym tego słowa znaczeniu.



Bohater w ogóle nie zadaje sobie pytań o sens tego, co robi, czy to jest dobre, po co ta wojna. Gdzieś tam pojawia się jedno ujęcie zamachów z 11 września, gdzieś tam pada jedno patetyczne, propagandowe zdanie, i tyle. Wszystko odfajkowane, byle było. Nie ma przemyśleń, wyrzutów sumienia. Psychologia postaci jak w kreskówce.

Końcówka to jedna wielka pomyłka. Zaczynając od ostatniej walki, która wyglądała jak z gry komputerowej, na mdłych, lukrowatych i przedstawionych w maksymalnym możliwym uproszczeniu scenach powrotu do dobrostanu psychicznego kończąc. Jak za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki, wszystko w mgnieniu oka się poprawia i udaje.

Oglądając zagryzałem zęby.

Snajper
reż. Clint Eastwood, 2014

Moja ocena: 3 /10

1 komentarz:

  1. w ogóle się nie zgadzam z tą oceną. film bardzo mi się podobał. a najbardziej to, że nie ma rozciągniętych do niemożliwości monologów w stylu "robię coś złego,to straszne, wojna jest okrutna, to nie ma sensu". wyrzuty sumienia oraz to jak każdy strzał odbił się na psychice bohatera widać w tych scenach, kiedy jest w domu i nie chce z nikim rozmawiać, widać po jego twarzy, po oczach jak się zmienił.jak dla mnie dużo wazniejsze jest to, co oza kadrem, to czego sami się domyślamy. a w tym filmie jest tego ogrom. i ta scena, kiedy prosi po cichu dzieciaka by odłozył broń, bo nie chce go zabijać. najważniejsza chyba scena w tym filmie..
    jak to udaje się i poprawia? przecież finał zwala z nóg, i to nie w pozytywnym sensie. a główny bohater nie powrócił do dobrostanu psychicznego w żadnym wypadku. cały czas nosił to w sobie..

    OdpowiedzUsuń