Domini di Terraferma – Ziemia zamknięta
Zachęcam do przyjrzenia się temu ciekawemu i nieoczywistemu
filmowi. Uważam, że warto poświęcić mu kilka kwadransów. Dlaczego – postaram
się wyjaśnić za moment.
Z jednej strony jest to bardzo przystępna, słoneczna, wakacyjna
historia w pięknej scenerii. Linosa, na której rozgrywa się akcja, jest małą,
włoską wyspą leżącą między Maltą i Tunezją. Jej powulkaniczna sceneria oraz
krystalicznie czysta, morska woda jawi się jako raj dla turystów. Bohaterowie
zatem próbują trochę się wzbogacić i wynajmują swoje mieszkanie przyjezdnym.
Gości czeka doskonały wypoczynek – rejs łodzią rybacką, zwiedzanie wyspy. Coś
zaczyna jakby iskrzyć między synem właścicieli a młodą turystką. Szykuje się
wakacyjna przygoda. Ona nawet pyta, czy może się opalać topless… i w tym
momencie uderza nas drugie oblicze filmu.
Jest nim ciemne, smutne, problematyczne zderzenie z
nielegalnymi imigrantami z Afryki. Przypływają oni na tratwach i pontonach.
Często pozostają wiele dni na morzu bez jedzenia, picia, na pełnym słońcu.
Ryzykują życie by dostać się do Włoch. Z jednej strony, prawo zabrania
udzielania im pomocy. Z drugiej, empatia nakazuje ratować ich zdrowie i życie.
Poruszony został w tym filmie aktualny problem dotykający
właśnie te włoskie wyspy. W trakcie tunezyjskiej jaśminowej rewolucji tysiące
uchodźców przybywało na Lampedusę i Lionosę. Jednak ten polityczny i społeczny
problem został tutaj pokazany od strony mieszkańców wyspy, a dokładnie z punktu
widzenia młodego Filippo. Obserwujemy, jak powoli zaczyna się w nim gotować.
Uderzają go dylematy moralne, wyrzuty sumienia zaczynają męczyć. Z jednej
strony trzeba działać zgodnie z prawem, bo przecież już i tak podpadło się
policji. Z drugiej, obowiązkiem człowieka jest ratować drugiego człowieka wołającego
o pomoc.
Te dwa oblicza filmu umiejętnie co rusz zderzane są ze sobą
zaskakując widzów, wyprowadzając ich z konwencji. Już wkręcamy się w wakacyjny
klimat, robi się miło, romantycznie i BAM, zaskoczenie. Całość niepokoi, dotyka
ważnych problemów, a robi to w dość atrakcyjnej formie. Także na pozostałe
elementy wykonania narzekać nie można, gdyż stoją na dobrym poziomie.
Nie jest to ani odrobinę ckliwe, czy układne. Czuć powiew
świeżości płynący z fabuły oraz formy. Wszystko układa się w jedną, dobrą
całość.
Terraferma
reż. Emanuele Crialese, 2011
Moja ocena: 7 /10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz