W mijającym roku obejrzałem mało, bo zaledwie 142 filmy, co i tak stanowi wynik lepszy od poprzedniego o 5 tytułów.
37, spośród obejrzanych w 2011 roku, to były filmy polskie. Średnia wystawionych przeze mnie ocen była wysoka i wyniosła aż 6,06 /10. Dla porównania w 2010 roku wyniosła 5,56, a średnia ze wszystkich lat to 5,61.
Tylko jeden nowo poznany film dostał maksymalną ocenę 10/10. Było nim dzieło Elema Klimowa pt. "IDŹ I PATRZ" z 1985 roku. Ten film uznaję za FILM ROKU.
W 2011 dwa filmy nagrodziłem znakiem jakości "KYRTAPS Poleca!". Są nimi brazylijskie "ŚLUBOWANIE" reż. Anselmo Duarte i polskie "W ZAWIESZENIU" reż. Waldemar Krzystek.
Dla wyróżnienia wymienię jeszcze dwa pozostałe tytuły, które w minionym roku otrzymały ode mnie również ocenę 9/10. Są to: "Pogarda" (1963) i "Cena strachu" (1953).
Dziękuję za zaglądanie na mój blog pomimo tego, że piszę nieregularnie.
Pomyślności w nowym 2012!
Wszystkiego dobrego.
piątek, 30 grudnia 2011
W zawieszeniu
On żyje, ale co to za życie!?
Na samym początku to jest czeski film. Ma się wrażenie, że przełączyło się na inny kanał, że weszło się godzinę spóźnionym do sali kinowej. Więcej, cały czas coś się dzieje, o coś chodzi, ale my jeszcze nawet nie wiemy, kto jest kim i co to w ogóle ma być.
Na szczęście później są napisy początkowe, duży tytuł i wstęp tuż po nim. Sytuacja wyjściowa jest następująca - skazany za działalność w AK, Marcel ucieka z więzienia i gubiąc tropiące go UB odwiedza swoją potajemnie poślubioną ukochaną. Los sprawia, że nie ma dalej dokąd uciec i zostaje u niej w piwnicy...
Dni mijają, nadzieja na zmianę sytuacji politycznej umiera. Wyjście z piwnicy grozi śmiercią. Bohater cierpi - czeka, choć sam nie wie na co.
"To bez sensu [...] co ja udaję."
"Ja tu leżę jak ziemniaki, jak węgiel."
"Boję się odejść, boję się zostać!"
Dzięki fantastycznej grze aktorskiej (Radziwiłowicz i Janda), emocje żyją na ekranie. Problemy bohaterów rosną, oni sami kolejno upadają i pomagają sobie wzajemnie się podnosić. Sytuacja tragiczna nie daje szans na rozwiązanie, a kolejne dni przynoszą nowe komplikacje.
Wszystko pokazane jest subtelnie. Dramaturgia kolejnych wydarzeń jest umiejętnie oddawana dzięki znakomitemu scenariuszowi i jeszcze lepszej reżyserii. Mimo, że był to debiut reżyserski Waldemara Krzystka, poziom umiejętności zaprezentowany w tym filmie jest mistrzowski.
Muzyka jest bardzo niepokojąca, szarpana. Utrzymuje nastrój strachu. Doskonale się sprawdza. Także wielką rolę w tym dziele ma dźwięk. Zaznacza się on szczególnie w ostatnim ujęciu. Kamera się cofa, ostrość zostaje bez zmian, więc pierwszy plan stopniowo się rozmywa i w powietrzu unosi się tylko cisza przerywana tykaniem starego zegara.
Wspaniałe dzieło!
Przyznaję mu znak jakości "KYRTAPS Poleca!".
Symbol "KYRTAPS Poleca!" od 2007 roku przyznaję mało znanym filmom wyróżniającym się pod względem artystycznym. To drugi i ostatni przyznany znak w 2011. Więcej informacji na ten temat znajdziecie tutaj.
W zawieszeniu
reż. Waldemar Krzystek, 1986
Moja ocena: 9 /10
Na samym początku to jest czeski film. Ma się wrażenie, że przełączyło się na inny kanał, że weszło się godzinę spóźnionym do sali kinowej. Więcej, cały czas coś się dzieje, o coś chodzi, ale my jeszcze nawet nie wiemy, kto jest kim i co to w ogóle ma być.
Na szczęście później są napisy początkowe, duży tytuł i wstęp tuż po nim. Sytuacja wyjściowa jest następująca - skazany za działalność w AK, Marcel ucieka z więzienia i gubiąc tropiące go UB odwiedza swoją potajemnie poślubioną ukochaną. Los sprawia, że nie ma dalej dokąd uciec i zostaje u niej w piwnicy...
Dni mijają, nadzieja na zmianę sytuacji politycznej umiera. Wyjście z piwnicy grozi śmiercią. Bohater cierpi - czeka, choć sam nie wie na co.
"To bez sensu [...] co ja udaję."
"Ja tu leżę jak ziemniaki, jak węgiel."
"Boję się odejść, boję się zostać!"
Dzięki fantastycznej grze aktorskiej (Radziwiłowicz i Janda), emocje żyją na ekranie. Problemy bohaterów rosną, oni sami kolejno upadają i pomagają sobie wzajemnie się podnosić. Sytuacja tragiczna nie daje szans na rozwiązanie, a kolejne dni przynoszą nowe komplikacje.
Wszystko pokazane jest subtelnie. Dramaturgia kolejnych wydarzeń jest umiejętnie oddawana dzięki znakomitemu scenariuszowi i jeszcze lepszej reżyserii. Mimo, że był to debiut reżyserski Waldemara Krzystka, poziom umiejętności zaprezentowany w tym filmie jest mistrzowski.
Muzyka jest bardzo niepokojąca, szarpana. Utrzymuje nastrój strachu. Doskonale się sprawdza. Także wielką rolę w tym dziele ma dźwięk. Zaznacza się on szczególnie w ostatnim ujęciu. Kamera się cofa, ostrość zostaje bez zmian, więc pierwszy plan stopniowo się rozmywa i w powietrzu unosi się tylko cisza przerywana tykaniem starego zegara.
Wspaniałe dzieło!
Przyznaję mu znak jakości "KYRTAPS Poleca!".
Symbol "KYRTAPS Poleca!" od 2007 roku przyznaję mało znanym filmom wyróżniającym się pod względem artystycznym. To drugi i ostatni przyznany znak w 2011. Więcej informacji na ten temat znajdziecie tutaj.
W zawieszeniu
reż. Waldemar Krzystek, 1986
Moja ocena: 9 /10
niedziela, 11 grudnia 2011
Wujek Boonmee, który potrafi przywołać swoje poprzednie wcielenia
W obronie Wujka Boonmee
Piękny to film. Stonowane kino artystyczne. Może zbyt fantastyczne i kolorowe, jak na europejskie rozumienie tego słowa, ale jednak - kino artystyczne, dla nas egzotyczne.
W przeciwieństwie do takich azjatyckich napuszonych gniotów, jak "Wiosna, lato, jesień, zima... i wiosna" kipiąca kiczowatym artyzmem, "Wujaszek Boonme" niczego nie narzuca. Przedstawia jedynie piękną historię przechodzenia człowieka ze świata żywych do świata duchów, sztukę umierania zanurzoną w tradycję buddyjską, powrót do początków, do jaskini życia.
Utrzymana w metafizycznym nastroju opowieść ma charakter kontemplacyjny, lecz czasem delikatnie wybija z rytmu zaskakującą sceną, dziwnym estetycznie motywem lub żartem. Kobieta uprawia seks z sumem, syn bohaterki przychodzi w postaci małpy człekokształtnej. Tu wyczuwam nie tylko wiarę w reinkarnację, ale przede wszystkim wielką pokorę i poczucie tego, jak kruchą istotą jest człowiek, jak mało wyjątkową na tle całej natury oraz jak szybko przemija. Całość naznaczona jest w religią i filozofią buddyjską oraz kulturą tajską.
Otwarte na szereg odczytań jest to dzieło i, jak dla mnie, nieprzygniecione symboliką, lecz delikatnie obrazujące przy jej pomocy. Tradycyjny mnich wyciąga komórkę, ubiera jeansy - trochę żart, trochę symbol, w sumie coś dziwnego i łamiącego schemat stonowanego filmu kontemplacyjnego... cichego filmu ozdobionego licznymi dźwiękami nocnego lasu.
Niestety, nie wszystko tak bardzo mi się podobało. Rusztowanie filmu - scenariusz - zbudowany jest karkołomnie. To zawiła figura retoryczna, której osobiście nie kupiłem. Moim zdaniem, zabiła ona dramaturgię, przez co konstrukcja nie pozwala wyrazić się treści, a widz pozostaje sam z łopatą przekopując się przez całość, rozpaczliwie szukając pomocy w interpretacji (między innymi) zakończenia.
Wujek Boonmee, który potrafi przywołać swoje poprzednie wcielenia
reż. Apichatpong Weerasethakul, 2010
Moja ocena: 7 /10
Piękny to film. Stonowane kino artystyczne. Może zbyt fantastyczne i kolorowe, jak na europejskie rozumienie tego słowa, ale jednak - kino artystyczne, dla nas egzotyczne.
W przeciwieństwie do takich azjatyckich napuszonych gniotów, jak "Wiosna, lato, jesień, zima... i wiosna" kipiąca kiczowatym artyzmem, "Wujaszek Boonme" niczego nie narzuca. Przedstawia jedynie piękną historię przechodzenia człowieka ze świata żywych do świata duchów, sztukę umierania zanurzoną w tradycję buddyjską, powrót do początków, do jaskini życia.
Utrzymana w metafizycznym nastroju opowieść ma charakter kontemplacyjny, lecz czasem delikatnie wybija z rytmu zaskakującą sceną, dziwnym estetycznie motywem lub żartem. Kobieta uprawia seks z sumem, syn bohaterki przychodzi w postaci małpy człekokształtnej. Tu wyczuwam nie tylko wiarę w reinkarnację, ale przede wszystkim wielką pokorę i poczucie tego, jak kruchą istotą jest człowiek, jak mało wyjątkową na tle całej natury oraz jak szybko przemija. Całość naznaczona jest w religią i filozofią buddyjską oraz kulturą tajską.
Otwarte na szereg odczytań jest to dzieło i, jak dla mnie, nieprzygniecione symboliką, lecz delikatnie obrazujące przy jej pomocy. Tradycyjny mnich wyciąga komórkę, ubiera jeansy - trochę żart, trochę symbol, w sumie coś dziwnego i łamiącego schemat stonowanego filmu kontemplacyjnego... cichego filmu ozdobionego licznymi dźwiękami nocnego lasu.
Niestety, nie wszystko tak bardzo mi się podobało. Rusztowanie filmu - scenariusz - zbudowany jest karkołomnie. To zawiła figura retoryczna, której osobiście nie kupiłem. Moim zdaniem, zabiła ona dramaturgię, przez co konstrukcja nie pozwala wyrazić się treści, a widz pozostaje sam z łopatą przekopując się przez całość, rozpaczliwie szukając pomocy w interpretacji (między innymi) zakończenia.
Wujek Boonmee, który potrafi przywołać swoje poprzednie wcielenia
reż. Apichatpong Weerasethakul, 2010
Moja ocena: 7 /10
Subskrybuj:
Posty (Atom)