Sprawnie, umiejętnie, lekką ręką poprowadzona fabuła. W świat bohaterów jesteśmy wprowadzeni za pomocą podświetlanej makiety miasta. Oni żyją gdzieś w tych tekturowych budynkach, ich światło jest jednym z tysiąca świateł. Czasem, co można potraktować jako metaforę, następują skoki napięcia i ono przygasa.
Fabuła jest płynna, atmosfera lekka, całość dosyć przystępna. Wszystko opowiedziane z dużym przymrużeniem oka. Lekko zwariowane, ciut przerysowane, mocno wyzwolone.
Aktorzy amatorscy, ale nie przeszkadzają w odbiorze filmu. Humor rozładowuje ewentualną spinę tudzież obrzydzenie lub oburzenie widzów. Bo...

"Shortbus" balansuje na granicy zwykłego porno, a czasem tę cienką granicę przekracza. Jednak jest tu jakiś sens. W tym wszystkim rozchodzi się o mocno nietypowe - ale jednak - o problemy bohaterów. I wszystko byłoby w porządku, gdyby odważne sceny nie były nadużywane.
Niestety, z czasem przestaje z nich cokolwiek wynikać, treść gdzieś się mocno plącze, staje się niewyraźna, zamotana. Niektóre wątki się urywają, inne banalizują. Nic więc dziwnego, że wszystko sprowadza się do wysłodzonego, do bólu ładnego, mocno kiczowatego zakończenia.

Shortbus
reż. John Cameron Mitchell, 2006
Moja ocena: 4 /10