Ten film jest po prostu świetnie wyreżyserowany. Autor
wprost wybornie posługuje się środkami wyrazu sprawiając, że forma idealnie
pasuje do treści. Historia utrzymana jest w tej samej konwencji, co styl jej
opowiadania i przekładania na ekran.
Mamy tutaj wyborną grę świateł i barw, cieni i półmroków.
Przy użyciu różnych filtrów uzyskano efekty różnorodnego rozmazywania lamp. Ich
kolor zawsze były doskonale dobrane i dostosowane do charakteru danej sceny
oraz wygląd wnętrz, w których rozgrywała się akcja. Kolory ubrań bohaterek
również były przemyślane. Za każdym razem
tworzyły spójne kompozycje . Kolory ubrań jednej aktorki pasowały do
kolorów ubrań innej i dostosowane były do sceny, kadru oraz tego, w którym jego
miejscu dana aktorka się znajdzie!
Film podobnie, jak opowiadana w nim historia jest nico
nierealny, oderwany od rzeczywistości, senny, by nie powiedzieć przyćpany. Taka
również jest narracja - często
powtarzane te same słowa i sceny, chwilowe wybiegi w przyszłość i powroty do
przeszłości. Wszystko jest jak jakaś wizja oderwana od szarej rzeczywistości.
Wspaniale zachowane jest tu wyczucie dobrego smaku. Mimo
częstego pokazywania zachowań nieobyczajnych, nie ma tutaj niczego dosadnego, czy
dosłownego. Wszystko jest oparte na skojarzeniach, podtekstach, które
wystarczą, aby widz dopowiedział sobie całą resztę która tam się dzieje. Wręcz
w drugą stronę. W tym filmie sporo jest estetyzacji, poetyzacji brudu,
brzydoty, przemocy. Niczym bohaterki żyjące w swoim odrealnionym świecie
marzeń, wyobrażeń, patrzymy na to, co się dzieje.
Jednak świetna reżyseria i wykonanie nie wystarczą.
Potrzebny jest jeszcze dobry scenariusz, co do którego mam mieszane uczucia.
Miałem wrażenie, jakby napisał go ktoś niezdecydowany do końca, co tak naprawdę
chce powiedzieć. Miał kilka świetnych pomysłów, ale nie stworzyły one spójnej
całości, z której coś by wynikało. W efekcie otrzymujemy doskonale wyglądającą
na ekranie historię bez rozwinięcia i zakończenia.
Bohaterki spełniają swoje marzenia o super imprezie i…
koniec filmu. Pod wpływem tego, co się wydarza, nic się w nich nie zmienia. Żadna
z nich nawet ani odrobinę nie zmądrzała – dwie tylko się przestraszyły i
uciekły, a ich wybory nie zostały tutaj szerzej naświetlone. Brakuje tu
całkowicie łańcucha przyczynowo-skutkowego, przez co nie jestem przekonany, czy
całość ma jakikolwiek sens. Dodatkowo strzałem w kolano jest zupełnie nierealne
zakończenie i bezsensowna ostatnia scena. Zupełnie jakby ktoś piszący scenariusz nie wiedział co dalej i skończył całość . Bez ładu, składu, sensu, a już w
ogóle bez jakiejkolwiek (choćby poza filmem) ciągłości historii bohaterek.
Mimo to, mi się podobało i zapisało się w pamięci. Film jest
wyrazisty, ciekawie zrobiony, zawiera kilka fajnych pomysłów. Szkoda, że nad
sensem przedstawionej w nim historii nikt dłużej nie pomyślał.
Spring Breakers
reż. Harmony Korine, 2012
Moja ocena: 6 /10