wtorek, 21 października 2014

Ida

Inteligentny, dojrzały, doskonały. Najlepszy polski film ostatnich kilkunastu lat!


Ten film jest tak ascetyczny, jak życie zakonne. Tutaj przy pomocy minimalnej liczby słów i ujęć wyrażana jest maksymalna ilość treści. Widać to doskonale już we wstępie. Reżyserowi wystarczy kilkanaście sekund i kilka kadrów, by dogłębnie przedstawić bohaterki. Sala sądowa, orzełek bez korony, dwa zdania odpowiednio wypowiedziane przez aktorkę – tyle, i wszystko jasne. Trudno mi znaleźć w tym filmie choć jedno zbędne ujęcie.

Ida” ma to, co charakteryzuje najlepsze filmy, czyli jednocześnie opowiada na dwóch poziomach – dosłownym i metaforycznym. Jest tu wiele odniesień, sugestii, symboli, które nie tylko dodają nowe, poboczne treści, ale czasem wręcz solo są używane przez autora do narracji kolejnych wydarzeń.

Jest tu wiele filmowych smakołyków. Do nich na pewno zaliczyłbym doskonałe zdjęcia. Są one utrzymane ciekawym stylu. Twórcy zostawiają dużo wolnej przestrzeni w górnej części kadrów. Aktorzy często znajdują się w środku, u dołu obrazu. Punktowe oświetlenie podkreśla tylko to, co jest najważniejsze. Podobnie, jak reżyser opowiadając historię, tak samo zdjęcia skupiają uwagę widza tylko na najistotniejszych elementach odrzucając wszystko to, co jest zbędne.



Wreszcie w polskim filmie przekonała mnie kreacja rzeczywistości minionych lat. Tutaj zarówno muzyka jest wspaniale dobrana, jak również scenografia, kostiumy, czy nawet styl bycia ludzi.

Popisy aktorskie to materiał na kolejny akapit tej recenzji. Doskonała Agata Trzebuchowska nie gra do kamery. Jej gra, jak sama postać, jest wyciszona, wycofana, (stoi) gdzieś z boku.  Jej przeciwieństwem jest bohaterka kreowana przez Agatę Kuleszę. Twarda, zdecydowana, bezkompromisowa. One są jak ogień i woda zarówno pod względem stylu bycia, jak i wyznawanych wartości, poglądów, doświadczeń, pomysłów na życie. Zestawienie ze sobą na ekranie obu postaci sprawia, że lecą iskry. Dodatkowo Dawid Ogrodnik robi niesamowite rzeczy na ekranie. Pewnie nie będę oryginalny, ale wróżę mu na prawdę wielką przyszłość. Najpierw obejrzałem go w „Chce się żyć”, później tutaj. To co robi ten facet sprawia, że czapka sama spada z głowy.



Całość jest niezwykle treściwa, przemyślana i poukładana. Dawno w polskim kinie nie widziałem tak dobrego scenariusza. Postaci są niezwykle ciekawe i bogate psychologicznie. Treść jest dużo mocniejsza od głośnego „Pokłosia”, a jeden z głównych wątków fabularnych „Idy” dotyczyła w zasadzie tego samego. Jednak film Pawlikowskiego jest dużo mniej przystępny – nie wali mięsem po ekranie, nie mówi i nie pokazuje wszystkiego dosłownie. Jest w tym dużo wyczucia, przy jednoczesnym budowaniu tajemnicy, nastroju. Dzięki temu, całość ma dużą siłę wyrazu.

Drugi główny wątek związany jest z dojrzewaniem do dokonania świadomego wyboru drogi w życiu. Jest on o poście i karnawale. O tym, co w bohaterkach siedzi głęboko w środku. Autorzy filmu poruszają te trudne tematy w tak umiejętny sposób, z taką lekkością i precyzją, że ręce same składają się do oklasków.

Wreszcie ostatnie ujęcie, które podsumowuje treść, sens i jakość tego filmu stokroć lepiej, niż moja powyższa recenzja.

Majstersztyk!


Ida
reż. Paweł Pawlikowski, 2013

Moja ocena: 10 /10
(ostatnio tak wysoką ocenę wystawiłem 19 czerwca 2011 filmowi "Idź i patrz")

niedziela, 19 października 2014

Geograf przepił globus

Dosyć lekkie, przystępne kino z ambicjami poruszania głębszych tematów. 


Geograf przepił globus” mogę podzielić na trzy części. Początek, który wygląda jak klasyczna komedia. Część drugą, moim zdaniem najsłabszą, nieco pokręconą, opowiadającą o wzajemnych zdradach, dziwnych przygodach miłosnych i postrzelonej relacji małżeńsko-koleżeńskiej bohaterów. Trzecią, najbardziej poważną i ambitną, rozgrywającą się na dalekim, rosyjskim odludziu.

Zapowiada się dziwacznie? I otóż to. Nie sposób pogodzić tak różne estetycznie i fabularnie części w jednym filmie. W efekcie, ten obraz jest zlepkiem różnych, nie do końca pasujących do siebie pomysłów. Scenarzysta zdecydowanie przesadził z upychaniem wszystkiego do jednego wora. Scenariusz wyszedł przekombinowany, mało spójny, słaby dramaturgicznie.

Do tego, w obrębie wyżej wymienionych części, ciąg kolejnych wydarzeń nie przekonuje, a portrety psychologicznie bohaterów są mgliste, mało wiarygodne – tak samo, jak ich decyzje, postawy wobec wydarzeń. Trochę w tym sztuczności. Razi  to o tyle, o ile film ma ambicje opowiadania o życiowych prawdach, emocjach.

Przemiany bohaterów pod wpływem wydarzeń są jedynie gdzieś w tle. Nie ma żadnego wyraźnego zwrotu. Wszystko się ciągnie w tym samym tonie.  



Jednak całość ogląda się dobrze (szczególnie część pierwszą i trzecią; podczas części drugiej, jedna osoba wyszła z sali kinowej). Film jest nieoczywisty, niesztampowy. W świat bohaterów można wejść i poddać się nastrojowi rosyjskiej rzeczywistości. Jest tutaj wiele powodów do śmiechu, a i treść jest warta zatrzymania się nad nią na chwilę.  

Obejrzeć można, lecz nie spodziewajcie się obrazu z najwyższej półki.


Geograf przepił globus
reż. Aleksandr Veledinsky, 2013

Moja ocena: 6 /10